Wystarczająco dobry tata, czyli o kobiecości córki

By: Piotr Burda
Kategorie:
Wystarczająco dobry tata, czyli o kobiecości córki
Dobranoc – pchły na noc
Karaluchy – pod poduchy
Wystarczy być wystarczającym. Prosty, czytelny komunikat. Mądra i przydatna rada. Szkopuł w tym, jak rozkładamy akcenty (znaki interpunkcyjne). „Wystarczy być wystarczającym” lub „Wystarczy. Być wystarczającym.”, czy też „Wystarczy być. Wystarczający.” Ech! Niby to samo, ale jednak ciut inaczej. A interpunkcja, jak wiemy, może uratować życie („Chodź tata na grilla!” 😉).
A szczypawy – do zabawy
A pajączki – hop! do rączki
Tak to już jest, że ciężar rodzicielstwa potrafi przytłoczyć. Sprowadzić do parteru i jeszcze dać fangę prosto w nos. Jak Euzebiusz. A z Euzebiuszem, jak twierdził Mikołajek, nie warto zaczynać. I tak oto tkwilibyśmy pewnie w tych dolnych partiach rzeczywistości nadal, gdyby pewien mądry człowiek (Donald W. Winnicott) nie powiedział nam, że wystarczy być … wystarczająco dobrym rodzicem. Że bycie dobrym rodzicem nie jest możliwe w sposób permanentny. Że dobry rodzic nie jest osobą, która nigdy nie popełnia błędów i nigdy dziecka nie zawodzi. Że rodzic jest wystarczająco dobrym opiekunem, kiedy dobre doświadczenia dziecka w relacji z nim przeważają nad złymi czy trudnymi. Że wystarczająco dobry ojciec zapewnia bliskość i akceptację, towarzysząc dziecku w osiąganiu samodzielności, stopniowo wypuszczając je w świat. Że wystarczająco dobry tata zapewnia córce stabilne, akceptujące wsparcia oraz przestrzeń do indywidualnego rozwoju, przy jednoczesnym poszanowaniu jej granic emocjonalnych i autonomii. Uff… kamień z serca. I klapki z oczu.
A tygryski – do kołyski
Wiewióreczki – do skrzyneczki
Co z tego wynika? Że im mniej idealizacji, im mniej oczekiwań, tym silniejsze własne „JA” córki, tym zdrowszy obraz męskości, jaki w sobie nosi. Zgodnie z koncepcją Junga męska i żeńska strona psychiki przenikają się nawzajem – w kobiecej duszy mieszka „animus”, czyli wewnętrzny męski aspekt psychiki, a w męskiej – żeńska „anima”. Z tego punktu widzenia ojciec pełni dla córki kluczową rolę w kształtowaniu jej kobiecości, właśnie poprzez wpływ na animusa. To w relacji z ojcem (archetypem Ojca) kobieta przyswaja męskie wzorce: intelekt (logos), siłę woli, inicjatywę czy postawy życiowe. To ojciec kształtuje męski aspekt jej duchowości. Poprzez obecność ojca córka nabywa poczucie bezpieczeństwa, intelektualnej siły i poczucia sprawczości. Żeby nie było za łatwo (a kto powiedział, że będzie?), istotne jest, by animus córki rozwijał się konstruktywnie, w sposób zrównoważony. Nadmierne utożsamienie z ojcowskimi ideałami może prowadzić do patologicznego przejmowania męskich wzorców. Natomiast brak miłości lub wsparcia ze strony ojca może prowadzić do buntu córki przeciw stereotypom męskości albo do manifestowania walki z mężczyznami na skrajne sposoby. Innymi słowy, słaby, odrzucający lub nadmiernie autorytarny ojciec może zablokować u córki wewnętrzną męską moc, a nawet zakorzenić w niej kompleks ofiary czy agresora.
A chomiczki – do spódniczki
A łasiczki – do piwniczki
Wróćmy zatem do naszej odbarczającej teorii bycia wystarczająco dobrym ojcem. Zdrowy ojciec – wspierający, ale nie idealizowany – pomaga uniknąć u córki nadmiernego utożsamiania się z jego oczekiwaniami. Taki ojciec (to jest – wystarczająco dobry) pozwala córce budować własne „JA” i stopniowo odróżniać się od archetypowego wzoru. Nie mniej istotny jest także archetyp kobiecości, jaki nosi w sobie ojciec. Anima to wewnętrzny obraz kobiecości. Stosunek ojca do własnych cech żeńskich również rzutuje na wychowanie córki. Ojciec z bogato rozwiniętą animą (emocjonalny, czuły, łagodny) modeluje dla córki inne, „wewnętrzne” oblicze męskości – uczy, że męskość może być połączona z delikatnością. Ojciec o słabo uświadomionej animie (zamknięty emocjonalnie, agresywny) może natomiast przenosić na córkę oczekiwanie, że „prawdziwa kobieta” musi ukrywać słabości czy lęki, co wpływa na jej wewnętrzny obraz kobiecości. Jung pisał, że animus i anima to dwa aspekty, które dopełniają naszą psychikę. Integracja animy, rozumiana jako pogodzenie się z wewnętrznym kobiecym duchem w ojcu, może więc pomóc ojcu w prawdziwym akceptowaniu emocjonalnej natury córki, co buduje zdrowszą relację.
Nietoperze – za kołnierze
Biedronki – do skarbonki
Tyle informacji. Tyle emocji. Od czego zacząć? Bądź. Bądź wyrozumiały. Bądź emocjonalnie obecny. Bądź czuły na potrzeby Twojej córki. Umiej przyznać się do błędu. Ona nie potrzebuje ideału, potrzebuje Twojej czułej uważności. Dzięki temu Twoja córka uczy się, że „złe” emocje (któż ich nie ma …) nie oznaczają odrzucenia, że ma/masz do nich prawo. Zapewnij córce poczucie bezpieczeństwa, zwłaszcza w sytuacjach lękowych czy buntowniczych. Przyjmując (kontenerując) jej złość i agresję z akceptacją i konsekwentnymi granicami (zamiast karania czy odrzucenia) dajesz córce przestrzeń do wyrażania niezadowolenia czy sprzeciwu (charakterystycznych dla nastolatków), nie niszcząc zarazem waszej relacji. Takie podejście ułatwia Twojej córce zrozumienie własnych emocji bez lęku, że utraci wsparcie ojca.
Szczury – do rury
Krety – do karety
Jak może to wyglądać w praktyce? Zacznij od wspólnych rytuałów, od najmłodszych lat. Rytuały, choć często niedoceniane, pełnią kluczową rolę w kształtowaniu głębokich relacji. Rytuały rozwijane między ojcem a córką mają wyjątkową moc: budują zaufanie, poczucie bezpieczeństwa i autonomii. Przewidywalność. Niezmienność. Stabilność. Co więcej, rytuały aktywują oksytocynę – hormon zaufania i więzi – co potwierdzono w badaniach nad neurobiologią więzi rodzinnych. Rytuały tworzą też wspólnotę przeżywania. Mają działanie kotwicy psychicznej, co jest szczególnie ważne w okresie dojrzewania, gdy relacje z rodzicami często zostają wystawione na próbę. Także w kryzysie zachowanie rytuałów rodzinnych tworzy bezpieczny grunt, pozwalający zachować relację i stabilność emocjonalną. Rytuał zawsze kryje w sobie większe znaczenie niż sama czynność: tworzy czas i przestrzeń na refleksję, komunikację, bliskość.
A Kotki – za płotki
Niech Ci się przyśnią – garbate-arbate aniołki
Gdzieś od nie-pamiętam-dokładnie tworzyliśmy z Zuzą własną wersję rymowanki na dobranoc. Zaczęło się od „Dobranoc – pchły na noc”, by później konsekwentnie podlegać dalszemu rozwojowi w zależności od aktualnie czytanych książek i oglądanych książek. Po osiągnięciu liczby wersów, która pozwalała się jeszcze ogarnąć bez wspomagania farmakologicznego, stało się to naszym codziennym rytuałem przed pójściem do spania. Także wtedy, gdy bywała za granicą. Także wtedy, gdy bywała w podróży. Także wtedy, gdy dorastała. Nasza modlitwa wieczorna. Jedna z tych rzeczy, która nigdy się nie zmieni.
Kobiecość z męskości.
Rytuał.